Po śmierci bliskiej osoby rodzina zawiadamiała lokalną społeczność o zgonie oraz terminie tzw. pustej nocy i pogrzebu. Przed 1945 rokiem na Powiślu informację o śmierci danej osoby można było też odnaleźć na wywieszanych klepsydrach. Również prasa zamieszczała informacje dotyczącą śmierci osób, które odgrywały ważne znaczenie w regionie w postaci zamawianych przez rodzinę nekrologów, a niekiedy zamieszczonych not o śmierci danej osoby wraz z krótkim życiorysem.
Zmarły pozostawał do momentu pogrzebu w domu, w którym mieszkał. Tam też w noc poprzedzającą obrzęd pogrzebowy na zaproszenie rodziny schodzili się znajomi na tzw. pustą noc. Wybitny XIX wieczny etnograf Oskar Kolberg podał, że w miejscowej tradycji obrzęd ten wyglądał następująco: „[przybyli goście – K. Z.] śpiewają przy ciele nabożne pieśni przez całą noc ostatnią, jak go obuwają. Kto śmiały (nie boi się strachów), to obuwa trupa. Na koszulę kładą mu białe źgło długie aż do stóp (a kobiecie kładą je na suknię), a na nogi pończochy (jemu i jej) białe, czerwone itd. lub uszyte z tego samego płótna i trzewiki (buty) skórkowe i cejkowe (zeug, czarne). Na głowę czapkę (kobiecie czepek), a dziewczynie wianek mertowy”. Wiadomo, że spotkanie, oprócz religijnej oprawy i zadumy wynikającej ze śmierci, musiało być przygotowane też z myślą o gościach. Dlatego też przybyłych częstowano wódką, chlebem, masłem, a czasami nawet kawą.
Eksportację zwłok z domu nieboszczyka do kościoła również opisali etnografowie. Pod koniec XIX wieku Józef Łęgowski napisał: „Jest tradycją, że dawniej niesiono trumnę otwartą aż na cmentarz; jeżeli po drodze stał krzyż, zatrzymywano się tam i jeden z wieśniaków powiadał słów kilka” . Ponadto dalej stwierdził, że według miejscowego ludu: „Jeżeli ciało zmarłego wiozą lub niosą, nie dobrze jest przyglądać się przez okno, bo od tego zęby wypadają”. Z kolei ks. Władysław Łęga po ponad 40 latach zapisał informację, że w regionie trumna była przewożona na zasłanym słomą wozie „kastowym”. Uczestniczący w kondukcie pogrzebowym przy każdym krzyżu oraz na krzyżówkach przystawali i głośno odmawiali pacierz za zmarłego. Panowała wówczas też przepowiednia, aby do przewożenia zwłok nigdy nie używać ciężarnej kobył, gdyż miałaby „porzucić”. Również nigdy nie powinien powozić sam gospodarz, gdyż panował przesąd, że „całą rodzinę wywiezie. Trumnę zatem nieśli z domu i do grobu sąsiedzi.
Pogrzeb był zaliczany w Kościele katolickim do sakramentaliów, czyli obrzędów, które zostały ustanowione nie przez Chrystusa (w odróżnieniu od sakramentów), ale przez Kościół, aby wyjednać u Boga łaskę i błogosławieństwo. W diecezji warmińskiej regulował to rytuał z 1873 roku. Obrzęd pogrzebu według tego rytuału rozpoczynał się od eksportacji zwłok z miejsca, gdzie spoczywało ciało zmarłego, tj. zazwyczaj z domu, do kościoła. Po wejściu do kościoła trumnę zawsze ustawiano na katafalku. Jeżeli nabożeństwo żałobne odbywało się tego samego dnia, kapłan przebierał się, aby odprawić mszę świętą. Po prześpiewaniu egzekwii oraz po obrzędach mszalnych duchowny przygotowywał się do konduktu pogrzebowego i przeniesienia trumny na cmentarz oraz obrzęd pochówku.
Krystian Zdziennicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz