sobota, 17 grudnia 2022

Powiślańska wspólnota żywych i umarłych - śmierć w lokalnej tradycji

Dla katolików śmierć od zawsze miała swój wymiar religijny. Dlatego też tak ważne było przygotowanie się do śmierci, która mogła nadejść praktycznie w każdej chwili. W nowotestamentalnej przypowieści zapisane jest: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25,13). Katolicy zamieszkujący Powiśle na przełomie XIX i XX wieku wprowadzili niezwykle ciekawy ludowy element w podejściu do śmierci, który opisali etnografowie: Oskar Kolberg oraz, wywodzący się z Powiśla, Józef Łęgowski i ks. dr Władysław Łęga.

Niegdyś mieszkańcy Powiśla wierzyli w możliwość przepowiadania śmierci. Należały do nich powszechnie występujące, także w innych częściach Polski, zjawiska, tj. wycie psa, krzyk sowy, rycie kreta przed domem (szczególnie pod progiem), pianie kury, a także słyszany hałas potłuczonych szyb, trzykrotne pukanie w okno przez jakąś niewidzialną siłę czy nieobsianie części ziemi przez gospodarza w wyniku zapomnienia. Występowały też typowo miejscowe tradycje. Przykładowo we wsi Mirowice twierdzono, że jeśli dwie osoby oglądają sobie wzajemnie ręce, to znaczy, że ktoś umrze. W Postolinie śmierć miała przepowiadać wyciągnięta śledziona z zabitego wieprza, która przypominała trumnę, a w Mikołajkach Pomorskich słyszenie tykania zegara, jeśli taki nie znajdował się w izbie. Warto zaznaczyć, że niektórzy twierdzili, że owe zjawiska lub czynności można przerwać i odwrócić złą przepowiednię. Aby tak się stało, należało to uczynić w odpowiednim czasie.

W chwili konania mieszkańcy Powiśla nie wierzyli w możliwość zapobiegania śmierci, np. przez wykonanie zabiegów medycznych. Zbliżającą się śmierć przyjmowano z rezygnacją. Charakteryzowały to m.in. przysłowia: „śmierć przyczyny szuka”, „taka miała być jego śmierć”, „od śmierci nima lekarstwa”. Podobnie jak w innych częściach Polski konający otrzymywał do ręki gromnicę corocznie święconą w święto Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego). Wówczas też rodzina ponadto kropiła go wodą święconą. Ów rytuał religijny miał ułatwić rozłączenie duszy od ciała, a także odpędzać złe duchy. Podobnie jak na Mazurach również w powiślańskiej miejscowości Benowo wierzono, że skonanie utrudniała poduszka, która wypchana była piórami kur zamiast kaczki lub gęsi. W związku z powyższym niekiedy ją zamieniano lub zupełnie wyjmowano spod głowy, tak aby umierający mógł lepiej oddychać.

W momencie zgonu, tak jak w innych częściach Polski, zatrzymywano zegar. Ludność jako przyczynę tego zachowania podawała, że nie chciano, aby nieboszczyk wiedział, która była wówczas godzina. Należy też dodać, że ten przedmiot miał charakter symboliczny i był utożsamiany z zegarem życia. Ponadto zasłaniano zwierciadła, aby zmarły siebie nie zobaczył, a pozostali domownicy jego upiora. Od tego momentu następowała również w domostwie cisza, gdyż nie chciano zakłócać spokoju nieboszczyka. W Mirowicach Łęga odnotował zanikający zwyczaj stawiania przed drzwiami stołka dla duszy zmarłego. Podobnie jak wśród niemieckiej ludności Warmii, panował tu przesąd, że w przypadku śmierci gospodarza należy zawiadomić o tym fakcie jego bydło i pszczoły, aby one też nie padły. Ludność Powiśla wierzyła, że każdemu człowiekowi przypisana jest gwiazda, która w momencie śmierci miała gasnąć lub spadać. Powszechnym przesądem był silny wiatr w przypadku nienaturalnej śmierci w postaci powieszenia się. Silniejszy wiatr miał następować po samobójstwie kobiety. Jak odnotował Jóżef Łęgowski, mieszkańcy Powiśla wierzyli, że zanim ciało zostanie złożone do grobu, to dusza nieboszczyka miała błąkać się w okolicy miejsca zamieszkania oraz, co ciekawe, siadała na śmietniku. Po pogrzebie dusza uchodziła. Wyjątkami były jedynie dusze osób, którym ciężko było rozstać się ze światem, albo opuścić go ze względu na winy. Wówczas to miały one pokutować w miejscu ziemskiego pobytu.
Krystian Zdziennicki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz